Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   138   —

tychczas prawie nic, prócz tego, co jej niegdyś powiedziała pewna stara kucharka, że »nie wierzą w Boga i nie jadają kaczki«, a następnie słyszała tylko, że rzucają bomby i strzelają z browningów. Po zamachu na Krzyckiego, jakkolwiek wraz z całą służbą w Jastrzębiu, była przekonana, że dokonali go Rzęślewiacy, jednakże obiło się o jej uszy przypuszczenie, że to mogli być socyaliści — i wówczas zapłonęła przeciw nim chwilową niepohamowaną nienawiścią. A teraz dowiadywała się, że byli to ludzie całkiem innego pokroju. Nie rozumiała jeszcze dobrze, o co im chodzi wogóle, ale rozumiała po swojemu, że w szczególności ci ludzie chcą, by ona Paulina Kiełkówna — była taką samą panią, jak panna Anney lub pani Otocka. I równie jak pszczoła wysysa sok z kwiatów, tak ona ze słów młodego fanatyka czerpała pokarm dla swej zawiści, dla swego bólu, dla swych uczuć. Serce poczęło ją ciągnąć ku tej »partyi«, — która przedstawiała się jej jako opatrzność i jako potęga — a do tego dołączyła się i czysto kobieca ciekawość groźnych tajemnic tej potęgi. Laskowicz pomiarkował szybko, że ziarno pada na podatną rolę, a gdy raz, za powiedziane niebacznie złe słowo przeciw