Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   106   —

Laskowicz począł rozglądać się po dużej izbie pełnej nieładu, książek i rycin, a pod ścianami pełnej butelek z białemi i niebieskiemi etykietami. Na okrągłym stole pod oknem, założonym dziennikami, stała butelka z napisem: Vin de Coca. Mariani — i kilka popielniczek z niedopałkami cygar i papierosów. Meble w izbie były ciężkie i widocznie niegdyś kosztowne, ale brudne. Na ścianach wisiały obrazy, między nimi portret pani Otockiej, jako młodej jeszcze panienki. Z jednego kąta wychylał się znany posąg neapolitańskiej Psyche z obciętą czaszką.
Student postawił doniczkę z włoskiemi liliami na stole i począł nasłuchiwać. Chodziło o jego życie. gdyby bowiem odmówiono mu schronienia, byłby niechybnie tego dnia aresztowany. Przez zamknięte drzwi dochodziły od czasu do czasu wybuchy śmiechu Świdwickiego i rozmawiające głosy, przyczem głos dziewczyny brzmiał chwilami prośbą, chwilami gniewem i oburzeniem. Trwało to dość długo. Wreszcie drzwi się otworzyły i pierwsza wyszła panna Polcia, widocznie zła i z zaczerwienionymi policzkami, a za nią Świdwicki, który rzekł:
— Dobrze. Skoro śliczna Polusia tak sobie życzy, to nie powiem nikomu, kto mi przypro-