Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   240   —

wypowiada on raczej myśli, które Laskowiczowi do głowy przychodzą, niż jakiekolwiek rzeczywiste nadzieje, i to do tego stopnia, że możnaby prawie Maryni wytłómaczyć, że to jest nie list do niej, ale poemat dla niej — zresztą niezbyt udany... A cóż Marynia? jakie to na niej zrobiło wrażenie i co mówi?
— Marynia — odrzekła z pewną komiczną troską pani Otocka — jest trochę obrażona, trochę zakłopotana i przestraszona, ale w skrytości serca — i trochę dumna, że ktoś do niej taki list napisał.
— Otóż to! Byłem tego pewien — zawołał, śmiejąc się mimowoli, Groński.
Po chwili zaś począł mówić poważniej:
— Przyjdą pewno i dalsze listy, ale ponieważ ton ich może stać się jaskrawszy, trzeba namówić małą, żeby ich nie czytała. Jeśli pani pozwoli, to ja się tego podejmę. Potem panie wyjadą do Warszawy, potem wkrótce zagranicę, i rzecz skończy się sama przez się.
— Co prawda — odrzekła pani Otocka — to i ja chciałabym już wyjechać z Jastrzębia jaknajprędzej. Ciotce tu nie jesteśmy potrzebne i raczej stanowimy zawadę w przygotowaniach przed podróżą, a wyznaję, że mnie ogarnia strach.