Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   196   —

rzawszy na strapioną twarz rejenta, zawołał wesoło:
— Cóż to za mina! Źle nam na świecie, czy co? Siedemdziesiąt pięć lat! Wielka rzecz! Wprawdzie to nie wiek siły, ale siła wieku! proszę pokazać puls!
Tu, nie pytając rejenta, chwycił jego rękę, i wydobywszy zegarek, począł liczyć:
— Raz dwa — raz dwa — raz dwa! — Zle! Puls zakochanego i pewno trochę zgagi! Tak zwykle bywa. Więcej jak dwadzieścia pięć lat taka maszyna nie pójdzie... Najwyżej trzydzieści! Dziękuję!
To rzekłszy, puścił rękę staruszka, którego mina poprawiła się na poczekaniu, pomyślał bowiem, że dwadzieścia pięć lat, dodane do tych, które przeżył, uczyniłyby wiek wcale ładny.
Udając jednak nadąsanego, odpowiedział:
— Zawsze te koncepta! Doktór myślisz, że mnie chodzi o te marne dwadzieścia pięć lat. Nie warto teraz żyć. Przecie pan wiesz, co się dzieje. Właśnie dlatego mam taką minę, że mówiliśmy o tem z panem Grońskim. Zgagę też mam — no! Ale zapytuję, co z nami będzie, jeśli za nimi pójdzie cały lud?
Ale doktór począł wymachiwać rękoma i za-