Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   5   —

się znajdą, bo w Polsce wszyscy są krewni. Matka utrzymuje, że my jesteśmy najbliżsi, ale co prawda, to i my nie bardzo blizcy, gdyż nieboszczyk był tylko od ciotecznych ciotecznym matki.
— A pani Otocka i panna Marynia?
— Niech się pan matki spyta. Wczoraj wykładała mi to z godzinę: ktoś, urodzony z kogoś, kiedyś był za kimś i siostra tego ktosia poszła znów za kogoś, kto był czemś dla nieboszczyka. Nie mogłem się w tem połapać. Te panie będą tu jutro o pierwszej, a z niemi i jakaś Angielka, ich przyjaciółka.
— Wiem; mówiły mi to w Warszawie, nie wiedząc, że trafię na pogrzeb. Ale ta Angielka mówi po polsku bez mała tak, jak każdy z nas.
— O! A to skąd?
— Ojciec jej miał fabrykę, w której zatrudniał wielu robotników polskich. Panna, będąc dzieckiem, miała piastunkę Polkę, a potem był jakiś emigrant, który uczył ją po polsku.
— Że to jej się chciało?
— Widzisz, między Anglikami znajdziesz wielu oryginałów, a ten pan Anney był oryginałem pod tym względem, że mógł był obrać sobie za dewizę: causas non fata sequor — tak