Strona:Henryk Sienkiewicz - Publicystyka tom V.djvu/347

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie wychodzi ponad średnią miarę — być zaś w sztuce średnim, jest to należeć do jej wykonawców, nie do twórców. Jak w pisaniu, tak i w malowaniu, poza środkami technicznemi trzeba czuć bardzo mocno to, co się wykonywa, inaczej tworzy się dzieła zimne, zatem konwencjonalne, zatem pospolite. W obrazie p. Mireckiego najlepiej jest malowane wnętrze komnaty, w której rozegrywa się scena.
Obraz p. Magdaleny Andrzejkowicz napełnił nas zdziwieniem. Wypadkowo może złożyło się tak, że nie widzieliśmy przedtem żadnych prac tej artystki, patrzyliśmy więc na Tatarów grających w kości jak na pierwszą pracę. Być może, że po części dlatego zdziwiła nas niepospolita siła i śmiałość bijąca od tego obrazu. Na pierwszy rzut oka trudno uwierzyć, by ten obraz, pełen energicznego realizmu i szorstkości, zresztą zupełnie odpowiadającej przedmiotowi, był dziełem kobiety. Treść jego dzika jak życie stepowe. Przy namiocie branka przywiązana do słupa, u jej nóg starsza kobieta, zapewne matka, a poniżej kilku Tatarów patrzy na dwóch wyrzucających kości z kościelnego kielicha. Gra idzie oczywiście o brankę. W całości nie masz nic wymuskanego, nic sztucznego, nic konwencjonalnego. Tatarzy wyglądają nie na Tatarów z książki, ale na dzikich i okrutnych barbarzyńców, jakimi byli w istocie. Rysunek ich śmiały, pozy charakterystyczne. Całość ma przy tem jakąś cechę czysto wschodnią. W obrazie widać może przejęcie się Brandtem, a w szczególności jego Jarmarkiem w Bałcie. Widać to szczególniej w pojmowaniu przedmiotu, jednakże ze wszystkiego bije niepospo-