Strona:Henryk Sienkiewicz - Publicystyka tom V.djvu/307

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

istotę i wszystkie przymioty poematu. Tymczasem cóż spotykamy? oto z poematu jasnego, plastycznego jak wypukłorzeźba, pełnego perspektywy, w którym od razu oko ogarnia wszystkie linie, kontury, profile, zrobiła się ciemna gmatwanina słów, nad którą dobrze trzeba głowy nałamać, by wydobyć z niej jasne postacie ludzkie. Zapewne, że przekład byłby jeszcze wierniejszy, gdyby dokonany został np. greckiemi literami, ale nie w tem rzecz. Jeśli wszystko będzie, a nie będzie Homera, przekład stanie się najniewierniejszym w świecie. Słowacki mówi niezupełnie zresztą słusznie: „szkoda, że w księdzu Kefalińskim znika Szekspir“. My z większą słusznością moglibyśmy żałować zniknięcia Homera. Dopiero pod koniec poematu język nabiera precyzji i spod słów łatwiej wydobywają się obrazy. Igrzyska na cześć Patrokla wyszły w przekładzie nawet bardzo dobrze. Widocznie tłumacz nabierał wprawy. Całość czyta się bądź co bądź z rozkoszą, ale dlatego, że rzecz sama tak góruje nad przekładem, że kto i przyłoży głowy, by wyjść z niejasności, ten tego nie pożałuje. Wspomniałem jednak, że przekład mimo swych niedostatków artystycznych ma wartość jako praca dokonana przez filologa. Może on być znakomitą pomocą dla tych, którzy chcą lub muszą studiować Homera w oryginale. Pod tym względem położył Popiel niezaprzeczoną zasługę, jak również i pod tym, że znakomicie ułatwił pracę przyszłemu tłumaczowi-artyście.
Co do heksametru, zgadzamy się, że nie łatwo jest w polskim języku tworzyć sztuczne daktyle — i oddać całą tę muzykalność wiersza greckiego. Nie mamy