Strona:Henryk Sienkiewicz - Publicystyka tom V.djvu/279

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ki. Czy przyjdą u nas takie czasy, że rzeźba stanie u nas na równi z malarstwem? — nie wiemy; wiemy tylko, że bardzo jeszcze do tego daleko. Być może nawet, że w ogóle sztuka to przeżyta, i że gdy poczucie plastyki muskułów ciała ludzkiego zaginęło wraz z światem starożytnym — nowsi, którzy potrafili wytworzyć swoją własną poezję, malarstwo, muzykę i architekturę — w dziedzinie rzeźby pozostaną wiecznie uczniami tylko i naśladowcami starożytnych. Jednakże i w tym pochodzie za wzorami są różne stopnie mistrzowstwa, i gdy obcy mają takich Thorwaldsenów, Canovów i Carpeaux’ów, my nie liczymy jeszcze ani jednego nazwiska, które by mogło stanąć obok nich lub obok mistrzów dzisiejszego naszego malarstwa. Niektórzy chcą wprawdzie widzieć mistrza w Wiktorze Brodzkim, ale ludzie nieuprzedzeni, ludzie, którzy przekładają trzeźwość i prawdę nad łudzenie siebie lub kogoś, nie mogą dzielić tego poglądu. Pan Brodzki ma wprawdzie dość szczęścia do ludzi. Prace jego są, jeśli można się tak wyrazić, popularne i z łatwością zyskują sobie uznanie mniej trudnych amatorów. Z drugiej strony, artysta wie o tem, stara się urok swój podtrzymać — i uczynić ze swego studio na Corso małą świątyńkę bóstw efektownych. Prawa do tego nie zaprzeczamy mu bynajmniej; ponieważ jednak spotykaliśmy się zbyt często ze zdaniem, że Brodzki tem jest w rzeźbie, czem Matejko w malarstwie lub Mickiewicz w poezji, ośmielamy się przeciw podobnym mniemaniom najkategoryczniej zaprotestować. Amicus Plato — magis amica veritas! Matejko ma swój odrębny charakter, styl, —