W Salonie Ungra pojawił się w ostatnich czasach nowy obraz Józefa Brandta, zatytułowany Lisowczycy. Rzecz dzieje się na stepie ukraińskim; dwóch Lisowczyków napadło Tatara. Jeden ściągnął go z konia i puściwszy swego bieguna w szalony galop, poczyna wlec nieszczęśliwego jeńca po stepie — drugi dopada białego bez jeźdźca, by go zatrzymać, nim ucieknie. Wleczony Tatar na próżno stara się rozpaczliwym ruchem zrzucić z siebie wyprężony arkan, koń jego wpadnie lada chwila w ręce drugiego Lisowczyka. Śmiały i gwałtowny ruch jest charakterystyczną cechą tego obrazu; wszystko tu w skurczach i podskokach, znać nagłość napadu i bezskuteczność konwulsyjnych wysileń napadniętego. Widz odgaduje łatwo, co działo się przedtem. Schwytany opierał się widocznie całą siłą póty, póki popręgi siodła jego nie pękły, wówczas dopiero runął na ziemię. Siodło zsuwa się z białego konia, który, skulony i wspięty, gotuje się do skoku i ucieczki. Na pierwszy rzut oka odganiesz, że nic już nie uratuje jeńca. Jest w tem jakaś ponura zgroza i okropność, którą podnosi pora dnia i krajobraz. Krajobraz przedstawia step porosły bodiakami i wysoką bylicą, której cienkie gałązki rysują się wyraźnie a smutno w pobladłem świetle uciekającego dnia. Zachód mroczy się już zupełną prawie ciemnością, wśród której połyska światełko, może od koczowiska tatarskiego, do którego dążył jeniec. W bodiakach i mroku Lisowczycy czekali jak wilcy w zasadzce, z tą cierpliwością i spokojem, jaki
Strona:Henryk Sienkiewicz - Publicystyka tom V.djvu/220
Wygląd