Strona:Henryk Sienkiewicz - Publicystyka tom IV.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
55.

Czystość języka. Poruszamy sprawę nie nową i poruszaną już niejednokrotnie, zawsze dotąd bez skutku.
Niedawno jeszcze, bardzo poważne głosy zarzucały pismom naszym, że bez żadnej potrzeby używają takiego nadmiaru cudzoziemskich wyrazów, iż zagłuszają prawie niemi język rodzinny.
A jednak chwast pleni się i pleni z dnia na dzień coraz więcej. Dzikość i pstrocizna wyrażeń wzrasta, oszpeca język, zmienia go na szwargot jakiś, niszczy jego piękność, powagę, szlachetność.
Słowacki w uniesieniu słusznej dumy mówi, że gdyby Jan z Czarnolasu zmartwychwstał, toby rozumiał jego język, i siadłszy w progu dworca „cicho mżąc“ rozważał sobie tę cudną mowę, o której śnił pod mogiłą.
My dziś piszący nie możemy tego o sobie powiedzieć, prędzej by bowiem spytał nas Jan z Czarnolasu: „Coście zrobili ze spuścizną?“ Doprawdy, rzucaliśmy w czystą wodę tyle gruzów z Bóg wie jakich domów branych, żeśmy zmącili jej przezrocze. Dawna twarz nie przejrzałaby się już w niej jak w zwierciedle. W ogrodzie rodzimych kwiatów zasadziliśmy tyle obcych, że trudno poznać własną glebę.
Od słów przejdźmy do bijących w oczy dowodów. Weźmy nasze dzienniki. Jakim to językiem wszystko pisane? Co znaczą takie wyrazy, jak: fuzja, misja, presja, subwencja, oktrojowanie, rewokacja, intonacja, fluktuacja, leader, premier, fakelcug, ensemble,