Erudycja francuska. Paul de Saint Victor w niedzielnym numerze Figara, mówiąc o sokołach i o szacunku, jakiego ptaki te zażywały w średnich wiekach, powiada między innemi co następuje:
„Baron idąc na polowanie, miał prawo postawić swego sokoła na ołtarzu podczas mszy porannej i z pewnością korzystali z tego prawa owi wojowniczy biskupowie dawnej Polski, którzy odprawiali mszę przybrani w buty rycerskie z ostrogami i z pistoletami pod kapą.“
Słyszeliście o czemś podobnem, czytelnicy? Nie! to bardzo dobrze, bo i ja nie słyszałem. Nawet Paweł z Przemankowa i Zawisza z Kurozwęk, jeśli czytują Figara, musieli tam uśmiechnąć się z litością nad erudycją francuską.
∗ ∗
∗ |
Jest to jednak pisarz poważny. Cóż dopiero powiemy o innych.
Nic. Lepiej posłuchajmy, co mówią oni o nas.
Nie szukając dalej, choćby pan Courrière w swoich studiach nad naszą literaturą wynalazł nam kilku pisarzy, o których nie słyszeliśmy nigdy. Nazwiska ich brzmią w tym rodzaju, jak: Krapuliński i Warschlapski. Ale nawet Heine więcej miał zmysłu do nazwisk polskich. W geografiach francuskich i notatkach podróżniczych można spotkać się czasem z opisami des forêts vierges, które zaczynają się, dajmy na to, pod Krakowem, a ciągną się aż do Warszawy. Mój Boże! co by dał za to niejeden obywatel, boć na taki