Strona:Henryk Sienkiewicz - Legjony.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Był to jednak niezły człowiek, więc, wspomniawszy, że bizunów nie dostał, a ostatecznie wszystko zawdzięczał protekcji podczaszego, zwrócił się znów do Stanisława:
— Co waćpan porabiasz w Warszawie? Ja tu tylko przejazdem, bo wracam znów do naszego nieszczęsnego króla, który dogorywa w Petersburgu, wszelako, jeślibym mógł być w czem pomocnym, to proszę mnie nie żałować.
— Dziękuję panu jenerałowi — odpowiedział Cywiński — ale ja także przyjechałem z prośbą o dyspensę od zapowiedzi.
— Co znowu! — zawołał książę prymas — a to, widzę, wszystkie pary schodzą się do mnie jak do arki. Czemu to waćpanu tak pilno? Rozumiem szambelanowi, bo periculum in mora, ale ty, młodzieńcze, mógłbyś nietylko na zapowiedzi, lecz i na ślub parę lat poczekać.
Szambelan spojrzał nieżyczliwie na biskupa, a Cywiński począł wyłuszczać żywo i śmiało swe powody. Mówił, że chodzi o to, by córka kościuszkowskiego żołnierza została u nich w domu, nie jako przygarnięta z łaski sierota, ale jako synowa, co bez prędkiego ślubu byłoby niemożebne, gdyż on wyjeżdża na długo, może na zawsze.
— Jakto? — zapytał ze zdziwieniem biskup — waćpan się żenisz i wraz odjeżdżasz na długo, może na zawsze?
A na to Cywiński, sądząc, że tajemnica jest zbyteczna, rzekł:
— Tak jest, J. O. książę prymasie, gdyż obaj