Przejdź do zawartości

Strona:Henryk Sienkiewicz - Legjony.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„...Non illum nostri possunt mutari labores,
Nec si frigoribus mediis Hebrumque bibamus
Sithoniasque nives hiemis subeamus aquosae,
Omnia vincit amor et nos cedamus amori“.

Poczem rzekł:
— Byłbyś naiwny, gdybyś liczył, że Cywiński pojedzie z tobą dalej, jak do Warszawy. Jeśli arcybiskup Krasicki bawi w Łowiczu, to on nie dojedzie nawet do Warszawy. Owszem, postaraj się, by ci w paszporcie umieszczono i służącego, gdyż nie wątpię, że znajdzie się jaki oficer kościuszkowski, który zechce się z tobą zabrać, ale stawiam w zakład wszystkie moje książki, a razem z niemi i okulary, że twój przyszły towarzysz nie będzie się nazywał Cywiński.
Marka zaś uderzyła poetyczna strona sprawy.
— Ach, jakaż to prawda — rzekł — że okrutne fatum każe człowiekowi wciąż walczyć z własnem sercem. Tu oto, ledwie poślubiona dziewica, tam ojczyzna. Co za temat do czułej tragedji i czemuż nie mamy poety, któryby umiał ją rzewnym wierszem napisać.
Było mu trochę żal, że to nie on sam znajduje się w podobnem położeniu, albowiem Cywiński wydawał mu się, jak na tę rolę, za mało posępny i nazbyt pełen prostoty. W braku bardziej poetycznego bohatera, postanowił jednak w niczem na niego nie wpływać i do niczego go nie namawiać, aby nie osłabiać jego walki wewnętrznej. Postanowił również wcale na niego nie czekać i, po otrzymaniu paszportu od pruskiego wielkorządcy, wyruszyć na-