Strona:Henryk Sienkiewicz - Legjony.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiński zauważyli, że Bogusławski je chleb tylko żołnierski, żywi się z kotła, zabiega z wyjątkową energją i wytrwałością, by żołnierz nie marł głodem, kładzie się spać ostatni, a na postojach wykłada porucznikom matematykę, sierżantów zaś i żołnierzy uczy pilnie czytać i pisać. Niechby tylko był mniej surowy, niechby kiedy przeoczył umyślnie jaką winę, niechby przy fajce gwarzył z żołnierzami, jak czynili inni, powiedział czasem jakiś dowcip żołnierski, po którym śmiech idzie jak rotowy ogień przez szereg, ci ludzie skoczyliby za niego w ogień i wodę. Ale to wszystko było przeciwne jego duszy, w której czucie, zamiast wyładowywać się nazewnątrz, zapadało w jakieś wewnętrzne, zamknięte głębie.
A jednak, gdyby Marek był mniej dotknięty zachowaniem się kapitana, byłby może spostrzegł, że ów zwierzchnik wodzi za nim czasem oczyma tak, jakby starszy brat wodził za młodszym, bardzo kochanym. Z niektórych drobnych uczynków i krótkich słów byłby zmiarkował, że ten milczący, surowy oficer może nie zapomniał tej chwili, w której objęły go młode ramiona i łzy litośne zwilżyły mu zbolałe piersi. Ale Marek nie umiał ani odczuć tego, ani zmiarkować.
Spostrzegł natomiast co innego, co napełniło mu młode, dobre serce współczuciem, a mianowicie, że kapitan był niezmiernie ubogi. Mundur na nim był zawsze czysty, ale tak wytarty, że można było policzyć nitki, buty zaś w takim stanie, iż Twardek, majster do wszystkiego, musiał po jednym dniu