Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/468

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   460   —

wyniszczają siły dziewczynki. Chłopiec z politowaniem i z obawą patrzał teraz na jej małe rączki, które stały się tak białe, jak papier, i gorzko wyrzucał sobie, że, straciwszy zbyt wiele czasu na przygotowania i na ćwiczenia Murzynów w strzelaniu, naraził ją na podróż w porze roku tak znojnej.
Wśród tych obaw upływał dzień za dniem. Słońce wypijało wilgoć i życie z ziemi coraz chciwiej i niemiłosierniej. Trawy pokurczyły się i zeschły do tego stopnia, że kruszyły się pod stopami antylop i że przebiegające stada, lubo nie liczne, wznosiły tumany kurzawy. Jednakże podróżnicy trafili raz jeszcze na rzeczkę, którą rozpoznali zdala po długich szeregach drzew, rosnących nad jej brzegami. Murzyni popędzili ku drzewom na wyścigi i, dopadłszy do brzegu, położyli się na nim mostem, zanurzając głowy i pijąc tak chciwie, że przestali dopiero wówczas, gdy krokodyl chwycił jednego z nich za rękę. Inni rzucili się na ratunek towarzysza i w jednej chwili wyciągnęli z wody wstrętnego jaszczura, który jednak nie chciał puścić ręki człowieka, choć otwierano mu paszczę za pomocą dzid i nożów. Sprawę skończył dopiero King, który, postawiwszy na nim nogę, rozgniótł go tak łatwo, jak gdyby to był zmurszały grzyb.
Gdy ludzie ugasili wreszcie pragnienie, Staś rozkazał uczynić na płytkiej wodzie okrągłą zagrodę z wysokich bambusów z jednem tylko wejściem od brzegu aby Nel mogła z zupełnem bezpieczeństwem się wykąpać. A i to jeszcze postawił u wejścia Kinga. Kąpiel