Przejdź do zawartości

Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/455

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   447   —

szyć, młody król Wa-himów stanął przed Stasiem i, skłoniwszy mu się głęboko, rzekł:
— Kali pójść z panem i z bibi aż do wody, po której pływają wielkie pirogi białych ludzi.
Stasia wzruszył ten dowód przywiązania, jednakże sądził, że nie ma prawa zabierać z sobą chłopca w tak ogromną podróż, z której powrót był dla niego bardzo niepewny.
— Dlaczego chcesz iść z nami? — zapytał.
— Kali kochać pana wielkiego i bibi.
Staś położył mu dłoń na wełnistej głowie.
— Wiem, Kali, ty jesteś poczciwy i dobry chłopiec. Ale cóż się stanie z twojem królestwem i kto będzie rządził za ciebie Wa-himami?
— M’Tana, brat matki Kalego.
Staś wiedział, że i między Murzynami toczą się walki o władzę i że panowanie nęci ich tak samo, jak białych, więc pomyślał chwilę i rzekł:
— Nie, Kali. Ja cię nie mogę zabrać. Ty musisz zostać z Wa-himami, aby uczynić z nich dobrych ludzi.
— Kali do nich powrócić.
— M’Tana ma wielu synów, więc co będzie, jeśli zechce sam być królem i zostawić królestwo swoim synom, a Wa-himów podmówi, żeby cię wypędzili?
— M’Tana dobry. On tego nie zrobić.
— Ale jeżeli zrobi?
— To Kali pójść znów nad wielką wodę, do pana wielkiego i bibi.
— Nas już tam nie będzie.
— To Kali siąść nad wodą i z żalu płakać.