Przejdź do zawartości

Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/444

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   436   —

— Zabity? — powtórzył Staś.
Kali opowiedział, co zaszło, i ze słów jego pokazało się, że przyczyną wydarzenia była tylko zawziętość Fumby, gdy bowiem bitwa już ustała, chciał jeszcze dobić dwóch Samburów i od jednego z nich otrzymał cios włócznią.
Wiadomość rozbiegła się w mgnieniu oka między wszystkimi Wa-himami i naokół Kalego uczyniło się zbiegowisko. W chwilę później sześciu wojowników przyniosło na włóczniach starego króla, który nie był zabity, ale ciężko ranny, i przed śmiercią chciał jeszcze zobaczyć potężnego, siedzącego na słoniu pana, prawdziwego zwycięzcę Samburu.
Jakoż niezmierny podziw walczył w jego oczach z mrokiem, którym przesłaniała je śmierć, a pobladłe i wyciągnięte przez »pelele« jego wargi szeptały cicho:
— Yancig! yancig!…
Lecz natychmiast potem głowa przechyliła mu się w tył, usta otwarły mu się szeroko — i skonał.
Kali, który go kochał, rzucił się z płaczem na jego piersi. Wśród wojowników jedni poczęli bić się w głowy, drudzy okrzykiwać Kalego królem i »yancigować« na jego cześć. Niektórzy popadali przed młodym władcą na twarze. Nie podniósł się ani jeden przeciwny głos, gdyż panowanie należało się Kalemu, nie tylko z prawa, jako najstarszemu synowi Fumby, ale i jako zwycięzcy.
Tymczasem w chatach czarowników ozwały się w bomie na szczycie góry dzikie ryki złego Mzimu,