Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/426

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   418   —

— Mów, jak to było? Czyś usłyszała, jak się zbliżał?
— Nie… Tylko z kwiatów wyleciała wielka złota mucha, więc odwróciłam się za nią i zobaczyłam go, jak wyłaził z wąwozu.
— I co?
— I stanął i zaczął na mnie patrzeć.
— Długo patrzył?
— Długo, Stasiu. Dopiero jak upuściłam kwiaty i zasłoniłam się od niego rękoma, zaczął się ku mnie czołgać…
Stasiowi przyszło do głowy, że, gdyby Nel była Murzynką, zostałaby natychmiast porwana, i że ocalenie zawdzięcza także i zdziwieniu zwierzęcia, które, ujrzawszy po raz pierwszy nieznaną sobie istotę, nie było na razie pewne, co ma uczynić.
I mróz przeszedł znów przez kości chłopca.
— Bogu dzięki! Bogu dzięki, żem wrócił!…
Poczem pytał dalej:
— Coś sobie w tej chwili myślała?
— Chciałam na ciebie zawołać i… nie mogłam.. ale…
— Ale co?
— Ale myślałam, że ty mnie obronisz… Sama nie wiem…
To powiedziawszy, zarzuciła mu znów ramionka na szyję, a on począł głaskać jej czuprynkę.
— Nie boisz się już?
— Nie.