Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/348

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   340   —

— Będziesz teraz zdrowa! Zaraz sporą dozę owinę w skórkę świeżej figi, i musisz to połknąć, a czem zapijesz, to się pokaże. Czego tak patrzysz na mnie, jak na zielonego kota?… Tak! mam i drugi słoik. Dostałem oba od białego człowieka, którego obóz leży stąd o cztery mile. Od niego wracam. Nazywa się Linde i jest ranny; jednakże dał mi dużo dobrych rzeczy. Wróciłem na koniu, ale do niego szedłem piechotą. Myślisz, że to przyjemnie iść w nocy przez dżunglę? Brr! Drugi raz za nicbym nie poszedł, chyba, żeby znów chodziło o chininę!
Tak mówiąc, opuścił zdumioną dziewczynkę, sam zaś udał się do »męskiego przedziału«, wybrał z zapasu fig najmniejszą, wydrążył ją i nasypał w środek chininy, uważając, by doza nie była większa od tych proszków, które dostał w Chartumie. Potem wyszedł z drzewa, zasypał herbaty do naczynia z wodą i wrócił z lekarstwem do Nel.
A ona rozmyślała przez ten czas o wszystkiem, co się stało. Była ogromnie ciekawa, co to za człowiek ten biały! skąd się Staś o nim dowiedział? czy on do nich przyjdzie i czy będą podróżowali dalej razem? Nie wątpiła teraz, że skoro Staś dostał chininy, to ona wyzdrowieje. Ależ ten Staś… poszedł sobie w nocy przez dżunglę, jakgdyby nic! Nel, mimo całego podziwu dla niego, uważała dotychczas, nie zastanawiając się zresztą nad tem długo, że wszystko, co on dla niej robi, to rozumie się samo przez się, albowiem jest to prosta rzecz, że starszy chłopiec opiekuje się młodszą dziewczynką. Jednakże teraz przyszło jej do główki, że bez jego opieki