Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   231   —

Zanim dym się rozwiał, Kali siedział już na antylopie i rozcinał jej brzuch nożem Gebhra. Staś podszedł ku niemu, chcąc się bliżej zwierzęciu przypatrzyć — i wielkie było jego zdziwienie, gdy po chwili młody Murzyn podał mu zakrwawionemi rękoma dymiącą jeszcze wątrobę antylopy.
— Dlaczego mi to dajesz? — zapytał.
— Msuri, msuri! Bwana Kubwa jeść zaraz.
— Zjedz-że sam! — odpowiedział Staś, oburzony propozycyą.
Kali nie dał sobie tego dwa razy powtarzać, lecz natychmiast począł rwać zębami wątrobę i łykać z chciwością surowe kawały, a widząc, że Staś patrzy na niego z obrzydzeniem, nie przestawał między jednym a drugim łykiem powtarzać: »Msuri! msuri!«
Zjadł w ten sposób przeszło pół wątroby, poczem zabrał się do oprawiania antylopy. Czynił to nadzwyczaj szybko i umiejętnie, tak, że niebawem skóra była zdjęta i udziec oddzielony od grzbietu. Wówczas Staś, zdziwiony nieco, że Saba nie znalazł się przy tej robocie, gwizdnął na niego, by zaprosić go na walną ucztę z przednich części zwierzęcia.
Lecz Saba nie pojawił się wcale, natomiast schylony nad antylopą Kali podniósł głowę i rzekł:
— Wielki pies polecieć za bawołem.
— Widziałeś? — zapytał Staś.
— Kali widzieć.
To rzekłszy, założył na głowę polędwicę antylopy, a dwa udźce na ramiona i ruszył do wąwozu. Staś gwizdnął jeszcze kilka razy i czekał, ale, widząc, że