Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   149   —

— Dziś przenocuję i pożywię was w domu swoim, ale jutro, w Omdurmanie, sam musisz się starać o jadło — i z góry cię uprzedzam, że nie przyjdzie ci to łatwo.
— Dlaczego?
— Bo jest wojna. Ludzie od kilku lat nie obsiewali pól i żywili się tylko mięsem, więc, gdy wreszcie zbrakło i bydła, przyszedł głód. Głód jest w całym Sudanie i worek durry kosztuje dziś więcej, niż niewolnik.
— Allah Akbar! — zawołał ze zdziwieniem Idrys. — Widziałem jednak na stepie stada wielbłądów i bydła.
— Te należą do proroka, do Szlachetnych[1] i do kalifów… Tak… Dangalowie, z których pokolenia wyszedł Mahdi, i Baggarowie, których naczelnikiem jest główny kalif Abdullahi, mają jeszcze dość liczne stada, ale innym pokoleniom coraz trudniej żyć na świecie.
Tu Nur-el-Tadhil poklepał się po żołądku i rzekł:
— W służbie proroka mam wyższy stopień, więcej pieniędzy i wyższą władzę, ale brzuch miałem większy w służbie chedywa…
Lecz zmiarkowawszy, że może za dużo powiedział, po chwili dodał:
— Ale to wszystko przeminie, gdy prawdziwa wiara zwycięży.

Idrys, słuchając tych słów, mimowoli pomyślał, że jednak w Fayumie, w służbie u Anglików, nigdy głodu

  1. Bracia i krewni Mahdiego.