Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/077

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z nich korbacza. Jeśli to uczynisz, za każde uderzenie oddam ci dziesięć.
I począł nim trząść, jak gałęzią palmy, poczem tak dalej mówił:
— Te dzieci są własnością Smaina, i gdyby które z nich nie dojechało żywe, sam Mahdi (niech Bóg przedłuży dni jego nieskończenie) kazałby cię powiesić. Rozumiesz, głupcze!
Imię Mahdiego sprawiało tak wielkie na wszystkich jego wyznawcach wrażenie, że Gebhr opuścił natychmiast głowę i jął powtarzać jakby z przestrachem:
— Allah akbar! — Allah akbar![1]
Staś podniósł się zziajany i zbity, ale czuł, że gdyby ojciec mógł go w tej chwili widzieć, i słyszeć, byłby dumny z niego, albowiem nietylko skoczył był bez namysłu na ratunek Nel, ale i teraz, choć razy korbacza paliły go, jak ogniem, nie myślał o własnym bólu, a natomiast począł pocieszać dziewczynkę i wypytywać, czy uderzenia nie zrobiły jej krzywdy.
A następnie rzekł:
— Com dostał, tom dostał, ale on się więcej na ciebie nie porwie. Ach, gdybym miał jaką broń!

Mała kobietka objęła go obu rękoma za szyję i, mocząc mu łzami policzki, jęła zapewniać, że nie bardzo ją bolało i że płacze nie z bólu, tylko z żalu nad nim. Na to Staś przysunął usta do jej ucha i rzekł, szepcząc:

  1. Okrzyk ten znaczy tylko: »Bóg jest wielki« — ale Arabowie wydają go w chwilach trwogi, wzywając ratunku.