Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/059

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Przysłali przewodników, którzy nas poprowadzą.
To powiedziawszy, wskazał na Beduinów. Starszy z nich skłonił się, przetarł palcem jedno oko, jakie posiadał, i rzekł:
— Nasze wielbłądy nie tak tłuste, ale nie mniej ścigłe od waszych. Za godzinę tam będziemy.
Staś był rad, że spędzą noc na pustyni, ale Nel odczuła pewien zawód, albowiem poprzednio była pewna, że zastanie tatusia w Gharak.
Tymczasem naczelnik stacyi, zaspany Egipcyanin w czerwonym fezie i w ciemnych okularach, zbliżył się i, nie mając nic innego do roboty, począł przypatrywać się europejskim dzieciom.
— To dzieci tych »inglezi«, którzy pojechali rano ze strzelbami na pustynię — rzekł Idrys, sadowiąc Nel na siodle.
Staś, oddawszy sztucer Chamisowi, siadł przy niej, albowiem siodło było obszerne i mające kształt palankinu, tylko bez dachu. Dinah usadowiła się za Chamisem, inni zajęli osobne wielbłądy i ruszyli.
Gdyby naczelnik stacyi popatrzył był dłużej za nimi, byłby może zdziwiony, że owi Anglicy, o których wspomniał Idrys, pojechali wprost do ruin na południe, oni zaś skierowali się odrazu ku Talei, w stronę przeciwną. Ale naczelnik wrócił jeszcze przedtem do domu, ponieważ żaden pociąg nie przychodził tego dnia do Gharak.
Godzina była piąta po południu. Pogoda wspaniała. Słońce przeszło już na tę stronę Nilu i zniżyło się nad.