Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/056

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A dokąd? — spytała, rozgarniając rączkami czuprynę, która jej spadła na oczy.
— Nie wiem. Chamis powiedział, że za chwilę tu przyjdzie i powie.
— To skąd wiesz, że daleko?
— Bo słyszałem, jak Idrys mówił, że on i Gebhr ruszą z wielbłądami natychmiast. To znaczy, że pojedziemy koleją i zastaniemy wielbłądy tam, gdzie będą tatusiowie, a stamtąd będziemy robili jakieś wyciecżki.
Czupryna z powodu ciągłych podskoków pokryła znów nietylko oczy, ale i całą twarz Nel, a nóżki jej odbijały się tak od ziemi, jakby były z kauczuku.
W kwadrans później przyszedł Chamis i pokłonił się obojgu:
— Khanagé, (paniczu) — rzekł do Stasia — jedziemy za trzy godziny, pierwszym pociągiem.
— Dokąd?
— Do El-Gharak-el Sultani, a stamtąd razem ze starszymi panami na wielbłądach do Wadi-Rayan.
Serce zabiło Stasiowi z radości, ale jednocześnie zdziwiły go słowa Chamisa. Wiedział, że Wadi-Rayan jest to wielkie kolisko piaszczystych wzgórz, wznoszące się na pustyni Libijskiej na południe i na południowy zachód od Medinet, a tymczasem pan Tarkowski i pan Rawlison zapowiedzieli wyjeżdżając, że udają się w stronę wprost przeciwną, w kierunku Nilu.
— Cóż się stało? — zapytał Staś. — To ojciec mój i pan Rawlison nie są w Beni-Suef, tylko w El-Gharak?
— Tak im wypadło — odrzekł Chamis.