Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/054

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Myśleć o czemś podobnem byłoby rzeczą śmieszną i nie godną chłopca, który kończy niedługo rok czternasty. Więc ma być tylko troskliwy i uważny, nie przedsiębrać na własną rękę, a tembardziej razem z Nel, żadnych wypraw, zwłaszcza zaś na wielbłądach, na których jazda, bądź co bądź, zawsze męczy.
Lecz Nel, słysząc to, zrobiła tak smutną minkę, że pan Tarkowski musiał ją uspokajać.
— Owszem, — rzekł, głaszcząc jej czuprynkę — będziecie jeździli na wielbłądach, ale przy nas, albo ku nam, jeśli przyślemy po was Chamisa.
— A samym nam nie wolno robić żadnych wycieczek, choćby tycich, tyciutkich? — pytała dziewczynka.
I poczęła pokazywać na paluszku, o jak małe wycieczki jej chodzi. Tatusiowie wkońcu przystali z warunkiem, że będą się odbywały na osłach, nie na wielbłądach — i nie do ruin, gdzie łatwo wpaść w jaką dziurę, ale po drogach na poblizkie pola i ku ogrodom, położonym za miastem. Dragoman wraz z inną służbą Cooka miał dzieciom zawsze towarzyszyć.
Poczem obaj starsi panowie wyjechali, ale wyjechali blizko, do Hamaret-el-Makta, tak, że po dziesięciu godzinach wrócili na noc do Medinet. Powtarzało się to przez kilka dni z rzędu, póki nie zwiedzili robót najbliższych. Potem, gdy prace ich objęły dalsze, ale niezbyt jeszcze odległe okolice, przyjeżdżał w nocy Chamis i wczesnym rankiem zabierał Stasia i Nel do tych miasteczek, w których ojcowie chcieli im coś ciekawego pokazać. Dzieci spędzały większą część dnia z tatusiami,