Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.3.djvu/289

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zadałem sobie pytanie, czy ja zwaryowałem, czy też na świecie prawda i uczciwość są tylko złudzeniem.
Tu Połaniecki począł targać gorączkowo brodę, tak wzburzało go samo wspomnienie listu pani Broniczowej, Świrski zaś rzekł:
— Rozumiem, że gdy nawet jest się człowiekiem wierzącym, w takich chwilach można plunąć na życie.
Lecz Waskowski począł trzeć ręką czoło i następnie ozwał się, jakby sam do siebie:
— Tak. Widziałem i takich... Bo są ludzie, którzy wierzą nie z miłości, ale jakby tylko dlatego, że ateizm zbankrutował... jakby z rozpaczy. Kto sobie wyobraża, że tam gdzieś, za zjawiskami, jest, nie Ojciec miłosierny, który kładzie rękę na każdej nieszczęsnej głowie, ale jakiś On, niedostępny, niezbadany i obojętny — wtedy wszystko jedno, czyby się powiedziało: absolut, nirwana — wtedy On jest tylko pojęciem, nie miłością — i nie można go kochać, a gdy przyjdzie nieszczęście, to się pluje na życie.
— To dobrze — odpowiedział opryskliwie Świrski — ale tymczasem Zawiłowski leży z rozbitą czaszką, a one pojechały sobie gdzieś nad morze i dobrze im.
— Skąd pan wie, że im dobrze? — spytał Waskowski.
— Pal je licho!
— A ja panu mówię, że to są nieszczęśliwe kobiety. Niewolno bezkarnie deptać prawdy. One będą wmawiały jedna w drugą różne rzeczy, ale jednej wmówić nie potrafią, to jest szacunku dla siebie; poczną sobą po cichu pogardzać — i w końcu nawet to przy-