Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.3.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy pan zna dobrze tę poczciwą Helenkę? Ale tak! tak! Pan jej nie zna tak, jak ja — a ja za nią mogę ręczyć. Niech pan jej nigdy przy mnie nie podejrzewa! Helenka miałaby ukrywać testament? — nigdy, mój panie!
— Zechciej pani łaskawie nie przypisywać mi myśli, których nie miałem i przed któremi się zastrzegam. Testamentu w żadnym razie nie można ukryć, bo się go robi przy świadkach.
— A widzi pan, że tego nawet nie można ukryć, bo się to robi przy świadkach. Byłam pewna, że tego nie można ukryć. Zresztą pan Zawiłowski tak kochał Niteczkę, że choćby przez wzgląd na nią, nie mógł zapomnieć o Ignasiu. On ją na ręku nosił, jeszcze jak była taka, ot...
Tu pani Broniczowa umieściła jedną dłoń powyżej drugiej, by w ten sposób dać Połanieckiemu pojęcie, jaką mogła być wówczas Niteczka, po chwili jednak rzekła:
— A może nawet i nie była taka!
Poczem wrócili do reszty towarzystwa, które skończywszy oglądać ogród, zabierało się do śniadania. Połaniecki, patrząc na wdzięczną twarz panny Castelli, pomyślał, że wówczas, gdy stary pan Zawiłowski nosił ją na ręku, mogła być istotnie ślicznem i miłem dzieckiem. Nagle przypomniała mu się Litka, którą on także na ręku nosił i zapytał:
— Więc to pani tak dawna znajoma nieboszczyka?
— O tak! — odpowiedziała panna Niteczka. — Bę-