Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.3.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

twoje dobre chęci, ale dziś jeszcze nie oddałbym może moich widoków za twój gotowy majątek. Teraz zaś mam jedną przyjacielską prośbę, mianowicie: żebyśmy nie mówili o tem więcej.
I obaj wrócili do pań: Maszko zły na siebie, że czegośkolwiek żądał, Połaniecki, że żądaniu odmówił. Jego teorya, iż w interesach pieniężnych należy być nieużytym, nieraz sprawiała mu podobne przykrości, nie mówiąc o szkodach, które mu w życiu przyniosła.
Przy paniach jego zły humor powiększył się jeszcze z powodu porównania między panią Maszkową a Marynią. Ku wielkiemu umartwieniu Maszki, nic dotąd nie zwiastowało, by pani Maszkowa miała zostać matką, a co większa, zaufany lekarz, który znał ją od dzieciństwa, począł wątpić, czy to kiedykolwiek nastąpi. Natomiast zachowała całą wysmukłość panieńskich kształtów i teraz zwłaszcza, w perkalowej letniej sukni, wyglądała przy bardzo zmienionej i ociężałej Maryni, nietylko jak dziewczyna, ale jak osoba młodsza o kilka lat. Połaniecki, któremu się zdawało, że się już uporał z tym dziwnym pociągiem, jaki na niego wywierała, uczuł nagle, że tak nie jest i że z powodu blizkiego sąsiedztwa, widując ją często, będzie coraz bardziej poddawał się jej fizycznemu urokowi.
Stosunek jego do żony stał się jednak od czasu zaręczynowego wieczoru Zawiłowskiego cieplejszy i Marynia była śmielsza, niż poprzednio, to też teraz, po wyjściu Maszków, spostrzegłszy, że Połaniecki pożegnał się z Maszką zimniej, niż zwykle, i że wogóle był zły, spytała, czy się nie poróżnili.