Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.3.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chwila: „Ale owszem, owszem, ale bardzo!“ Zawiłowski, który był pod wieloma względami naiwny, lecz przytem wyjątkowo inteligentny, zrozumiał jednak, że w tem wszystkiem jest jakieś udawanie czegoś i pomyślał:
— Dlaczego ten, niby rozumny człowiek, tak pozuje, że to widać?
I tego samego dnia poruszył to pytanie w rozmowie u Połanieckich, u nich bowiem poznał był Maszkę.
— Ja, gdybym pozował — rzekł — starałbym się tak robić, żeby się na tem nie poznali.
— Ci, którzy pozują — odpowiedział Połaniecki — liczą na to, że choć się ludzie na pozie poznają, w końcu przez samo lenistwo, lub brak odwagi cywilnej, zgodzą się na to, co poza ma wyrażać. To zresztą trudna rzecz. Czyś pan uważał, że kobiety, które się różują, tracą zwolna miarę w oku? Z pozowaniem jest tak samo. Najinteligentniejsi tracą miarę.
— Prawda — odpowiedział Zawiłowski — jak również prawda i to, że ludziom można wszystko narzucić.
— Co do Maszki — mówił dalej Połaniecki — wie przytem, że się żenisz z panną, która uchodzi za zamożną; wie, żeście się polubili ze starym panem Zawiłowskim, i może chciałby za pańską protekcyą zbliżyć się z nim. Maszko musi myśleć o przyszłości, bo mówiono mi, że sprawa o zwalenie testamentu, od której zależy jego los, nie stoi zbyt pomyślnie.
Jakoż tak było. Ów młody adwokat, występujący w obronie testamentu, okazywał aż nadto wiele zręczności, energii i uporu.
Lecz na tem skończyła się rozmowa o Maszce, al-