Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.3.djvu/048

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

durnia u nóg wietrznicy. Uwagę tę zanotował sobie w pamięci.
W pobliżu domu spotkał Połanieckiego pod rękę z panią Maszkową, i tak już był zatruty dniem dzisiejszym, że przeszło mu przez myśl nagłe podejrzenie. Ale Połaniecki poznał go przy świetle księżyca i latarni i widocznie nie miał zamiaru się ukrywać, bo go zaczepił.
— Dobry wieczór — rzekł. — Co tak wcześnie dziś do domu?
— Byłem u pani Broniczowej, a teraz, ot tak, włóczę się, bo noc piękna.
— To wstąpże pan do nas. Ja tylko odprowadzę panią — i wracam. Żona dość dawno pana nie widziała.
— Dobrze — rzekł Zawiłowski.
I istotnie wzięła go ochota zobaczyć panią Połaniecką. Tyle się przez niego przewaliło uczuć i myśli, że czuł się zmęczony, a wiedział, że dobra i spokojna twarz pani Maryni podziała na niego w sposób kojący.
Po chwili też zadzwonił do Połanieckich i, wszedłszy, począł się po przywitaniu tłómaczyć, że przychodzi zaproszony przez męża, na co ona rzekła:
— Ale owszem, bardzom rada. Mój mąż odprowadza w tej chwili panią Maszkową, która mnie odwiedziła, ale wróci na herbatę. Pewno i państwo Bigielowie przyjdą, a może i mój ojciec, jeśli się nie wybrał do teatru.
To rzekłszy, wskazała mu miejsce przy stole, sama zaś, poprawiwszy ciemnik na lampie, zabrała się do roboty, którą była zajęta poprzednio, mianowicie do szy-