mówić za pierwszym razem o poezyi, a dowiedziawszy się, iż Zawiłowski pierwsze lata dzieciństwa spędził na wsi, poczęła szczebiotać o swoim pociągu do życia wiejskiego. Mąż jej wolał zawsze miasto, mając w mieście swoje przyjemności i przyjaciół, ale co do niej!... „Och, ja jestem szczera i przyznam się od razu, że nie cierpię folwarku, gospodarstwa i rachunków, za które nieraz byłam łajaną... Przytem, trochę ze mnie próżniak, więc lubiłabym taką robotę, przy której można próżnować: zaraz! co to jabym lubiła?“
Tu rozłożyła swe wydłużone paluszki, żeby na nich łatwiej wyliczyć zajęcia, któreby jej przypadły do smaku:
— Naprzód, lubiłabym paść gęsi!
Zawiłowski roześmiał się; wydała mu się naturalną, a przytem zabawił go obraz pani Osnowskiej pasącej gęsi.
Jej fiołkowe oczy poczęły się także śmiać i wpadła w ton swobodnej i wesołej dziewczynki, która mówi o wszystkiem, co jej przez głowę przejdzie.
— A panby lubił? — spytała nagle Zawiłowskiego.
On zaś odpowiedział:
— Pasyami!
— A widzi pan!... Co to jeszcze? Aha! lubiłabym być rybakiem. Rano na wodzie muszą się zorze odbijać ślicznie... Przytem mokre sieci przed chatą, z błonkami wody w oczkach, to takie ładne... Chciałabym być przynajmniej, jeśli nie rybakiem, to czaplą i medytowć na jednej nodze nad wodą, albo czajką nad łąkami. Ale nie! czajka to jakiś smutny ptak! — prawda? — jakby w żałobie!
Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.2.djvu/283
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.