Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.2.djvu/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakaś ty dziś ładna!
I pochyliwszy się nad nią, ze zmienioną twarzą, począł całować jej oczy i usta.
Lecz każdy pocałunek wstrząsał nią, a każde wstrząśnięcie sprawiało jej ból. Prócz tego przykro jej było, że on jakby tylko wypadkiem spostrzegł jej piękność, przykrym był dla niej jego wyraz twarzy i jego nieuwaga, więc poczęła odwracać głowę.
— Stasiu! nie całuj mnie tak mocno, wiesz, że jestem cierpiąca.
Wówczas Połaniecki wyprostował się i rzekł z tłumionym gniewem:
— Prawda! przepraszam!
I wyszedł do swego pokoju rozpatrywać plan jakiegoś letniego domu z ogrodem, który mu dzisiejszego rana przysłano.