Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.2.djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ma opinię bardzo inteligentnej — odpowiedziała Marynia — ale może trochę nieśmiała, jak Zawiłowski. Trzeba będzie pomyśleć o tem poznaniu.
Ale tymczasem wypadek pomieszał plany poznania. Pani Połaniecka, na drugi dzień po wizycie, poślizgnąwszy się na schodach, zbiła kolano tak silnie, że przez kilka dni musiała leżeć w łóżku. On, wróciwszy z biura i dowiedziawszy się co zaszło, naprzód przestraszył się, następnie, uspokojony przez lekarza, zburczał żonę dość żywo:
— Powinnaś pamiętać, że tu może nietylko o ciebie chodzi! — rzekł jej.
Ona cierpiała dość mocno i z powodu uderzenia, i z powodu tych słów, które wydały się jej jakieś nadto bezwzględne, sądziła bowiem, że jemu powinno przedewszystkiem o nią chodzić, zwłaszcza, że inne obawy nie były jeszcze na niczem oparte. Poza tem jednak okazał jej wielką troskliwość i ani nazajutrz, ani następnego dnia, nie poszedł do biura, by jej pilnować. W godzinach przedpołudniowych czytywał jej, po śniadaniu zaś pracował w przyległym pokoju, przy otwartych drzwiach, tak, aby go mogła w każdej chwili zawołać. Ona, przejednana tą troskliwością, dziękowała mu za nią bardzo gorąco, wskutek czego ucałował ją i rzekł:
— Moje dziecko, to przecie prosty obowiązek. Widzisz, że nawet i obcy dowiadują się o ciebie codziennie.
Obcy rzeczywiście dowiadywali się codziennie. Zawiłowski wypytywał w biurze: „jak się pani ma?“ Bigielowa przychodziła po południu, a Bigiel wieczorem, i nie wchodząc do pokoju chorej, wygrywał w przyległym