Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.2.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Masz widoki wygranej?
— Gdy chodzi o zwalenie testamentu, niemal zawsze się je ma, dlatego, że atak jest zawsze prowadzony sto razy energicznej, niż obrona. Kto się będzie przeciw mnie bronił? Instytucye, to jest ciała same przez się ociężałe, mało zaradne, których przedstawiciele nie mają w obronie żadnego osobistego interesu. Wezmą adwokata, dobrze! ale co mu dadzą? co mogą dać? Tyle, ile z prawa wypada. Otóż i ten adwokat będzie miał raczej większe widoki zysku w razie, jeśli ja wygram — bo to może zależeć od osobistego mego z nim układu. Wogóle powiem ci, że w sprawach sądowych, tak jak i w życiu, wygrywa ta strona, która bardziej chce wygrać.
— Ale opinia publiczna zmiele cię na otręby, jeśli poobalasz takie zapisy. Widzisz! moja żona jest poniekąd interesowaną.....
— Jakto: poniekąd? — przerwał Maszko. — Będę waszym prawdziwym dobroczyńcą.
— Więc dobrze. Otóż żona moja oburzała się i oburza na całą tę sprawę.
— Żona twoja jest wyjątkiem.
— Niezupełnie. Bo i mnie to nie w smak.
— Cóż to? Przerobili i ciebie na romantyka?
— Mój drogi! my się z dawna znamy. Mów tym językiem do kogo innego.
— Dobrze. Będę więc mówił tylko o opinii. Naprzód powiem ci, że pewna niepopularność człowiekowi prawdziwie „comme il faut“ raczej pomaga, niż szkodzi. Powtóre, trzeba te rzeczy rozumieć. Zmielonoby mnie,