Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.2.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powierzona została najmłodszym z Aryów. Pozwólcie, że to są dowody.
— Wiedzieliśmy to przed wyjazdem profesora, i jeśli nic więcej mu nie grozi, to mam nadzieję, że zobaczymy go w dobrem zdrowiu.
— On nie myśli o powrocie.
Lecz Połaniecki wydobył notes, napisał kilka słów ołówkiem i podawszy Maryni, rzekł:
— Niech pani przeczyta i powie, czy dobrze?
— Skoro przy mnie piszą, usuwam się — rzekł Bukacki.
— Nie, nie! — to nie sekret!
A Marynia zaczerwieniła się jak wiśnia z radości, i jakby nie chcąc oczom wierzyć, poczęła pytać:
— Czy to naprawdę? Nie?...
— To zależy od pani.
— Ach, panie Stachu!... Anim o tem marzyła. Muszę powiedzieć papie, muszę!
I wybiegła z pokoju.
— Gdybym był poetą, tobym się powiesił — rzekł Bukacki.
— Dlaczego?
— Bo jeśli parę słów, skreślonych ręką wspólnika Domu Bigiel i S-ka, może zrobić więcej wrażenia, niż najpiękniejszy sonet, to lepiej jest być chłopcem młynarskim, niż poetą.
Ale Marynia w uniesieniu radości zapomniała książeczki notatkowej, więc Połaniecki pokazał ją Bukackiemu, mówiąc:
— Czytaj.