Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.2.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

krąg. Pomyślał, że może mieć dzieci. Taką oto jasną, drogą główkę — i to z Marynią! Na samą myśl o tem serce poczęło mu bić żywiej — i do porywu zmysłów dołączyła się taka jakaś otucha życiowa, jakiej od dawnych lat nie zaznał. Czuł się prawie zupełnie szczęśliwy. Spojrzawszy wypadkiem na list Bukackiego, który przy rozbieraniu się wydobył z kieszeni, począł się śmiać tak szczerze, że aż służący zajrzał ze zdziwieniem do pokoju. Połaniecki miał ochotę powiedzieć mu, że się żeni.
Zasnął dopiero nad ranem, ale wstał rzeźwy, wypoczęty i ubrawszy się, poleciał do biura, by jak najprędzej zwiastować nowinę Bigielowi.
Bigiel uściskał go, następnie począł ze zwykłą sobie powolnością rozważać sprawę i wreszcie rzekł:
— Biorąc na rozum — to jest najmądrzejsza rzecz, jaką w życiu zrobiłeś.
Poczem, ukazawszy na biurko z papierami, dodał:
— Te kontrakty powinny być korzystne — ale tamten jeszcze lepszy.
— Co? nieprawda? — zawołał chełpliwie Połaniecki.
— Lecę powiedzieć żonie — rzekł Bigiel — bo nie mogę wytrzymać, a ty sobie także idź i idź na dobre. Będę cię zastępował do dnia ślubu i przez miodowy miesiąc.
— Dobrze — odpowiedział Połaniecki — lecę odwiedzić Maszkę, a potem jedziemy z Marynią do Litki.
— To jej się od was należy.
Połaniecki zakupił znów po drodze kwiatów, dołączył do nich wiadomość, że zaraz przychodzi i wpadł do Maszki.