Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.1.djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



XVIII.

Połaniecki pędził do pani Emilii w trwodze, czy zastanie jeszcze Litkę przy życiu, służący bowiem powiedział mu podczas drogi, że panienka dostała konwulsyi i była konająca. Gdy jednak przybył na miejsce, pani Emilia sama wybiegła na jego spotkanie i jednym tchem, z głębi piersi, rzuciła mu słowa:
— Lepiej! lepiej!
— Doktor jest? — spytał Połaniecki.
— Jest.
— A mała?
— Śpi.
W twarzy pani Emilii resztki przerażenia walczyły z nadzieją i radością. Połaniecki zauważył, że usta jej były prawie białe, oczy suche i zaczerwienione, a twarz w wypiekach. Była śmiertelnie znużona, albowiem nie spała od dwudziestu czterech godzin.
Lekarz jednak, człowiek młody i energiczny, uważał, że niebezpieczeństwo na razie minęło. Panią Emilię pokrzepiło szczególniej to, co powiedział jej przy Połanieckim: