Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.1.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale Maszko pozaciąga do tego czasu nowe długi, choćby dlatego, żeby spłacić stare, i — w razie jego bankructwa — Bóg wie ilu wierzycieli wyciągnie po Krzemień ręce. Ostatecznie wszystko polega na uczciwości Maszki, który może być sobie porządnym człowiekiem, ale prowadzi interesa ostro, którego zatem jeden fałszywy krok może zrujnować. Kto wie, czy samo kupno Krzemienia nie jest takim krokiem, bo, chcąc uporządkować majątek, musi wyciągnąć swój kredyt do ostateczności. Widziałem takich, którym się długo udawało, póki nie rzucili się na kupno wielkich majątków ziemskich.
— Pławickim zostanie zawsze gotowizna za Magierówkę — rzekł Połaniecki, jakby chcąc uspokoić własne obawy o ich przyszłość.
— Jeśli stary Pławicki jej nie przeje, nie przegra, nie zmarnotrawi.
— Ja muszę coś obmyślić. Przyczyniłem się do sprzedaży, więc muszę radzić.
— Ty? — spytał ze zdumieniem Bigiel. — Myślałem, że wasze stosunki są zerwane.
— Spróbuję je zawiązać nanowo. Jutro będę u nich.
— Nie wiem, czy cię radzi zobaczą.
— I ja nie wiem.
— Chcesz, żebym poszedł z tobą? Bo chodzi o złamanie lodów. Samego mogą cię nie przyjąć... Szkoda, że mojej żony niema... Po całych wieczorach przesiaduję teraz sam i grywam na wiolonczeli, ale w dzień mam dużo czasu i mogę iść, gdzie chcesz.
Połaniecki jednak odmówił i nazajutrz, przybrawszy się z wielką starannością, poszedł sam. Wiedział, że jest