Strona:Henryk Sienkiewicz-Potop (1888) t.6.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pypcia na języku dostanę, jeżeli tak nie będzie, jakom rzekł… Dla Boga! tylko nie uduś!

Słusznie zastrzegł się pan Zagłoba, bo pan Kmicic porwał go w swoje ramiona, podniósł w górę i tak ściskać począł, że aż oczy staremu wyszły na wierzch, ledwie zaś stanął na własnych nogach, ledwie odsapnął, już pan Wołodyjowski, rozochocony wielce, chwycił go za rękę.

— Moja kolej! Mów waćpan, co mnie czeka?

— Boże ci błogosław, panie Michale!… Wywiedzie ci twoja misterna dzierlatka całe stadko… nie bój się. Uf!

— Vivat! — krzyknął Wołodyjowski.

— Ale pierwiej ze Szwedami koniec uczynim! — dodał Zagłoba.

— Uczynim, uczynim! — zawołali, trzaskając szablami młodzi pułkownicy.

— Vivat! zwycięstwo!