z panną do Gawny, do państwa Kuczuków-Olbrotowskich.
— Uprzedź go, by nie wyjeżdżał, nim się ze mną nie obaczy.
— Czeladź już posłana, boję się tylko, czy bezpiecznie dojedzie.
— Można będzie posłać za nimi cały regiment, wreszcie pogadamy. W porę mi to, w porę! A i pocieszna rzecz, jeżeli Podlasie za pieniądze tego regalisty i patryoty od Rzeczypospolitej oderwę.
To rzekłszy, książe pożegnał radę, bo musiał jeszcze oddać się w ręce pokojowych, których zadaniem było codzień przed nocą kąpielami, maściami i różnemi sztukami, znanemi tylko za granicą, nadzwyczajną jego urodę konserwować. Trwało to zwykle godzinę, a czasem i dwie; książe zaś i bez tego był znużon drogą i późną godziną.
Nazajutrz rano Paterson zatrzymał miecznika i Oleńkę oznajmieniem, iż książe pragnie się z nimi widzieć. Trzeba było wyjazd odłożyć, ale nie zaniepokoili się tem zbytnio, bo Paterson powiedział o co chodzi.
W godzinę później nadszedł książe. Mimo, iż i pan Tomasz i Oleńka przyrzekli sobie najświęciej, iż przyjmą go podawnemu i mimo wszelkich wysileń, nie mogli tego dokazać.
Jej twarz zmieniła się, a miecznikowa nabiegła krwią na widok młodego księcia i przez chwilę stali oboje zmieszani, wzburzeni, próżno usiłując do zwykłej powrócić spokojności.
Książe przeciwnie swobodny był zupełnie, tylko trochę pomizerniał w oczach i twarz miał mniej ubarwioną, niż zwykle, ale właśnie ta jego bladość cudnie