Przejdź do zawartości

Strona:Henryk Sienkiewicz-Potop (1888) t.5.djvu/035

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

takiej odpornej siły, jak Kraków, Poznań i inne miasta, których tyle już zdobył. Tymczasem znalazł twierdzę potężną, przypominającą duńskie i niderlandzkie, o której bez dział ciężkiego kalibru nie mógł nawet pomyśleć.

— Co tam? — spytał, ujrzawszy Sapiehę.

— Nic! Pan starosta nie chce gadać z Polakami, którzy waszej kr. mości służą. Wysłał do mnie swego trefnisia, który mnie i waszę kr. mość zelżył tak sromotnie, że i powtórzyć się nie godzi.

— Wszystko mi jedno z kim chce gadać, byle gadał. W braku innych mam żelazne argumenta, a tymczasem Forgella mu poszlę.

Jakoż w pół godziny później, Forgell z czysto szwedzką asystencyą oznajmił się przy bramie. Most łańcuchowy opuścił się zwolna na fosę i jenerał wjechał do twierdzy, wśród spokoju i powagi. Oczu nie wiązano ani jemu, ani nikomu ze świty; widocznie chciał owszem pan starosta, iżby wszystko widział i o wszystkiem królowi mógł donieść. Przyjął go zaś z takim przepychem, jak książe udzielny i istotnie w podziw wprawił, panowie bowiem szwedzcy i dwudziestej części tych bogactw nie mieli, co Polacy, a pan starosta między polskimi był niemal najpotężniejszym. Przebiegły Szwed począł też odrazu tak go traktować, jak gdyby go król Karol do równego sobie monarchy w poselstwie wysłał, zgóry nazwał go „princeps” i ciągle tak nazywał, chociaż pan Sobiepan za pierwszym zaraz razem mu przerwał.

— Nie princeps, eques polonus sum, ale właśnie dlatego książętom równy!

— Wasza książęca mość, — mówił, nie dając się