Strona:Henryk Sienkiewicz-Potop (1888) t.4.djvu/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

liczył… Bo to mamy ze sobą rachunki… Mogę cię, panie kawalerze, kazać ze skóry obedrzeć.

— Możesz, wasza ks. mość.

— Przyjechałeś z glejtem, prawda… Rozumiem teraz, dlaczego pan Sapieha go żądał!… Aleś na życie moje nastawał.… Tam Sakowicz zatrzymany; wszelako… pan wojewoda nie ma prawa do Sakowicza, a ja do ciebie mam… kuzynie…

— Przyjechałem z prośbą do waszej książęcej mości.…

— Proszę! Możesz liczyć, że dla ciebie wszystko uczynię… Jakażto prośba?

— Jest tu schwytany żołnierz, jeden z tych, którzy mi pomagali waszę książęcą mość porwać. Ja dawałem rozkazy, on działał jako ślepe instrumentum. Tego żołnierza zechciej wasza ks. mość na wolność wypuścić.

Bogusław pomyślał chwilę.

— Panie kawalerze, — rzekł — namyślam się, czyś lepszy żołnierz, czy też bezczelniejszy suplikant…

— Ja tego człowieka darmo od waszej ks. mości nie chcę.

— A co mi za niego dajesz?

— Samego siebie.

— Proszę, takiżto miles praeciosus?… Hojnie płacisz, ale bacz, by ci starczyło, boć jeszcze pewnie kogoś chciałbyś ode mnie wykupić…

Kmicic posunął się o krok bliżej i pobladł tak straszliwie, iż książe mimowoli spojrzał na drzwi i mimo całej swej odwagi zmienił przedmiot rozmowy.

— Pan Sapieha na takowy układ nie przystanie —