Strona:Henryk Sienkiewicz-Potop (1888) t.4.djvu/282

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pił. Wszedł więc jak zwyciężca, który przyjeżdża dyktować warunki zwyciężonemu i zaraz uderzył swemi blademi oczyma w pana Sapiehę.

Pan Sapieha, widząc owę butę, uśmiechnął się jeno nawpół z politowaniem. Każdy człowiek śmiałością i zuchwalstwem wielce może imponować, lecz ludziom pewnej miary; hetman zaś wyższy był nad miarę pana Sakowicza.

— Pan mój, książe na Birżach i Dubinkach, koniuszy wielkiego księstwa i wódz naczelny wojsk jego książęcej wysokości elektora, — rzekł Sakowicz — przysyła mnie z pokłonem i zapytaniem o zdrowie waszej dostojności.

— Podziękuj waszmość księciu i powiedz, iżeś mnie zdrowym widział.

— Mam tu i pismo do waszej dostojności.

Sapieha wziął list, otworzył dość niedbale, przeczytał i rzekł:

— Szkoda czasu.… Nie mogę wymiarkować, o co księciu chodzi… Poddajecie się li, czy też chcecie szczęścia popróbować?

Sakowicz udał zdumienie.

— Czy my się poddajemy? Mniemam, że książe to właśnie w liście owym proponuje waszej dostojności, abyś się wasza dostojność poddał; przynajmniej moje instrukcye…

Sapieha przerwał:

— O waścinych instrukcyach pomówimy później. Mój panie Sakowicz! Gonimy za wami blisko trzydzieści mil, jako ogary za zającem.… Czy waść słyszał kiedy, żeby zając poddanie się ogarom proponował?

— Odebraliśmy posiłki.