Strona:Henryk Sienkiewicz-Potop (1888) t.4.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale i do wycieczki — odrzekł pan Skrzetuski. — Musimy mieć pilne oko i muszkietników gotowych.

— Dałby Bóg, — rzekł pan Tokarzewicz — żeby pod Częstochową była jeszcze większa zadymka. Zawszeć naszym w murach cieplej.… Ale coby tam Szwedów na strażach pomarzło, toby pomarzło.… Trastia ich maty mordowała!

— Straszna noc! — rzekł pan Stanisław — słyszycie waćpanowie, jak wyje, jakoby Tatarzy do ataku powietrzem szli?

— Albo jakby dyabli requiem Radziwiłłowi śpiewali — dorzucił Wołodyjowski.