Strona:Henryk Sienkiewicz-Potop (1888) t.3.djvu/391

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tu Wrzeszczowicz począł patrzeć na Sadowskiego, lecz nim ten zdobył się na odpowiedź, wmieszał się książe Heski:

— Nie nazywaj, hrabio, tej twierdzy kurnikiem — rzekł — bo im bardziej zmniejszasz jej znaczenie, tem bardziej powiększasz naszę hańbę.

— Niemniej radziłem, by posłów powiesić. Postrach i zawsze postrach, oto, com od rana do wieczora powtarzał, lecz pan Sadowski pogroził dymisyą i księża odeszli bezpiecznie.

— Idź, panie hrabio, dzisiaj do fortecy, — odpowiedział Sadowski — wysadź prochami największą ich armatę, jakto uczynił z naszą ów Kmicic, a ręczę ci, że to większy rozszerzy postrach, niż zbójeckie posłów mordowanie!…

Wrzeszczowicz zwrócił się wprost do Müllera:

— Wasza dostojność! Sądzę, żeśmy się tu na naradę, nie na krotofile zebrali!

— Czy masz waszmość co, prócz czczych wyrzutów do powiedzenia? — spytał Müller.

— Mam, pomimo wesołości tych panów, którzy mogliby swój humor do lepszych czasów zachować.

— O Laertiadesie z fortelów swych znany! — zakrzyknął książe Heski.

— Panowie! — odpowiedział Wrzeszczowicz — wiadomo powszechnie, że nie Minerwa jest waszem opiekuńczem bóstwem, a ponieważ Mars wam nie dopisał i zrzekliście się waszych głosów, pozwólcie mnie mówić.

— Góra stękać poczyna, zaraz ujrzymy mysi ogonek! — dorzucił Sadowski.

— Proszę o milczenie! — rzekł surowo Müller.