Strona:Henryk Sienkiewicz-Potop (1888) t.3.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Oczywiście… Sam wiesz najlepiej. Ale co? Przyznaj! Nie miał Mazarin słuszności? Za jednym zachodem zemścić się okrutnie nad wrogiem i uczynić wyłom w tej ślicznej fortecy… Co? Kto to potrafi?… To się nazywa intryga, godna pierwszego w świecie dworu! A perłaż to ta Billewiczówna, a wdzięczne to, a wspaniałe, a paniątko, jakoby z krwi książęcej! Myślałem, że ze skóry wyskoczę!

— Pamiętaj, żeś dał słowo… Pamiętaj, że zgubisz nas, jeśli tamten listy opublikuje.

— Coto za brwi! Co za wejrzenie królewskie, aż respekt bierze… Zkąd w takiej dziewce taki nieledwie królewski majestat?.. Widziałem raz w Antwerpii Dyanę, na gobelinie misternie wyszytą, psami ciekawego Akteona szczującą… Kubek w kubek ona!

— Bacz, by Kmicic listów nie opublikował, bo nasby wtedy psi na śmierć zagryźli.

— Nieprawda! Jato Kmicica w Akteona zmienię i na śmierć zaszczuję. Na dwóch polach jużem go zbił na głowę, a przyjdzie między nami jeszcze do sprawy!

Dalszą rozmowę przerwało wejście pazia z listem.

Wojewoda wileński wziął pismo do ręki i przeżegnał. Zawsze tak czynił, by od złych nowin się zabezpieczyć; następnie, zamiast otworzyć, począł je oglądać starannie.

Nagle zmienił się na twarzy.

— Sapiehów klejnot na pieczęci! — zakrzyknął — to od wojewody witebskiego.

— Otwórz prędzej! — rzekł Bogusław.

Hetman otworzył i począł czytać, przerywając od czasu do czasu wykrzykami: