Strona:Henryk Sienkiewicz-Potop (1888) t.3.djvu/043

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nąć oko w oko potężnemu rodowi, który trząsł całym krajem. On prosty szlachcic, prosty rycerz, on banita prawem ścigany, on, który znikąd nie spodziewał się pomocy, naraził się wszystkim tak, że wszędzie za nieprzyjaciela był poczytywany; on, niedawno zwyciężony, czuł teraz w sobie taką potęgę, iż widział już jakby proroczem okiem upokorzenie książąt Janusza i Bogusława i swoje zwycięstwo. Jak będzie prowadził wojnę, gdzie znajdzie sprzymierzeńców, w jaki sposób zwycięży, nie wiedział — co więcej: nie namyślał się nad tem. Wierzył tylko głęboko, że czyni to, co uczynić powinien, że słuszność i sprawiedliwość, zatem i Bóg, będzie z nim. To napawało go ufnością bez miary i granic. Uczyniło mu się na duszy lżej znacznie. Otwierały się przed nim jakby całkiem jakieś nowe krainy. Siąść tylko na koń i jechać mu tam, a dojedzie do czci, sławy i do Oleńki.

— Przecie jej włos z głowy nie spadnie: — powtarzał sobie z gorączkową jakąś radością — listy ją obronią… Będzie jej hetman strzegł, jak oka w głowie… jak ja sam! Otom sobie poradził! Robak ja lichy, a przecie się mego żądła ulękną.

Nagle przyszła mu taka myśl:

— A żeby i do niej napisać? Posłaniec, który powiezie list do hetmana, może i jej wręczyć kartę sekretnie. Jakże nie oznajmić jej, żem z Radziwiłłami zerwał i że innej idę szukać służby?

Ta myśl trafiła mu wielce zrazu do serca. Zaciąwszy się nanowo w rękę, umoczył pióro i począł pisać: „Oleńko, już ja nie radziwiłłowski, bom wreszcie przejrzał…“ Lecz nagle przerwał — pomyślał chwilę a potem rzekł sam do siebie: