Strona:Henryk Sienkiewicz-Potop (1888) t.1.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Mości panowie! Jenerał Wittemberg prosi nas dziś na ucztę do swego obozu, abyśmy przy kielichach sojusz braterski z mężnym narodem zawarli.

— Viwat Wittemberg! vivat! vivat! vivat!

— A potem, mości panowie — dodał wojewoda — rozjedziem się do domów i przy pomocy Bożej rozpoczniem żniwa z tą myślą, żeśmy w dniu dzisiejszym ojczyznę ocalili.

— Potomne wieki oddadzą nam sprawiedliwość — rzekł Radziejowski.

— Amen! — dokończył wojewoda poznański.

Wtem spostrzegł, że oczy mnóstwa szlachty patrzą i przypatrują się czemuś wyżej, ponad jego głową.

Obrócił się i ujrzał swego błazna, który wspinając się na palce i trzymając jedną ręką za odrzwia, pisał węglem na ścianie radnego domu, tuż nade drzwiami:

„Mane — Tekel — Fares“[1].

Na świecie niebo pokryło się chmurami i zbierało się na burzę.







  1. Przypis własny Wikiźródeł Zobacz w Wikipedii Mane, tekel, fares.