Strona:Henryk Sienkiewicz-Potop (1888) t.1.djvu/030

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    prawie na każdym jest kondemnatka. Siedzą teraz w Lubiczu, bo co miałem innego z niemi robić?

    — To waćpan z całą chorągwią do nas przyciągnął?...

    — Tak jest. Nieprzyjaciel zamknął się w miastach, bo zima okrutna! Moi ludzie też się zdarli, jako miotły od ciągłego zamiatania, więc mi książe wojewoda hiberny w Poniewieżu naznaczył. Dalibóg, dobrze to zasłużony wypoczynek!

    — Jedz waćpan, proszę.

    — Jabym dla waćpanny i truciznę zjadł!... Zostawiłem tedy część mojej hołoty w Poniewieżu, część w Upicie, a godniejszych kompanionów do Lubiczam w gościnę zaprosił... Ci przyjdą waćpannie czołem bić.

    — A gdzież waćpana laudańscy ludzie znaleźli?

    — Oni mnie znaleźli, gdym i tak już do Poniewieża na hiberny szedł. Byłbym i bez nich tu przyciągnął.

    — Pijno waćpan...

    — Jabym dla waćpanny i truciznę wypił...

    — Ale o śmierci dziadusia i o testamencie, to laudańscy dopiero waćpanu powiedzieli?

    — A, o śmierci to oni. Panie, świeć nad duszą mego dobrodzieja! Czy to waćpanna wysłałaś do mnie tych ludzi?

    — Tego sobie waćpan nie myśl. O żałobie myślałam i modlitwie, więcej o niczem...

    — Oni też to samo mówili... Ho! harde jakieś szaraki!... Chciałem im dać nagrodę za fatygę, to jeszcze się na mnie żachnęli i nuż przymawiać, że to może orszańska szlachta munsztułuki bierze, ale laudańska nie! Bardzo mi szpetnie przymawiali! Co ja