Strona:Henryk Sienkiewicz-Potop (1888) t.1.djvu/027

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    na mnie rózeg w konwencie, abym do statku przyszedł i różne piękne maksymy spamiętał, przewodniczki żywota....

    — A którążeś najlepiej spamiętał?

    — „Kiedy kochasz, padaj do nóg“ ot tak!

    To rzekłszy, pan Kmicic już był na kolanach, panienka zaś wołała, chowając nogi pod stołek:

    — Dla Boga! tego w konwencie nie uczyli! Daj waćpan pokój, bo się rozgniewam... i ciotka zaraz przyjdzie....

    On zaś, klęcząc ciągle, podniósł głowę w górę i w oczy jej patrzył.

    — A niech i cała chorągiew ciotek nadciągnie, nie zaprę się ochoty!

    — Wstańże waćpan.

    — Już wstaję.

    — Siadaj waćpan.

    — Już siedzę.

    — Zdrajca z waćpana, Judasz!

    — A, nieprawda, bo jak całuję, to szczerze!... Chcesz się przekonać?

    — Ani się waćpan waż!

    Panna Aleksandra śmiała się jednak, a od niego aż łuna biła młodości i wesołości. Nozdrza mu latały, jak młodemu źrebcowi szlachetnej krwi.

    — Aj! aj! — mówił — coto za oczki, jakie liczko! Ratujcież mnie wszyscy święci, bo nie usiedzę!

    — Nie trzeba wszystkich świętych wzywać. Siedziałeś waćpan cztery lata, aniś tu zajrzał, to siedź i teraz!

    — Ba! znałem jeno konterfekt. Każę tego malarza w smołę a potem w pierze wsadzić i po rynku